Jayden
Zupełnie nie
odbierałem bodźców z otoczenia. Coś się wokół mnie szamotało. Jakieś kolorowe
plamy biegały w te i nazad. Chyba mnie przenosili.
Myślami byłem gdzie
indziej. Napływ wspomnień był wręcz nie do zniesienia. Poddałem się mu.
Pozwoliłem, by porwał mnie ze sobą i ukazał wszystko po kolei.
Miesiąc po pobiciu
wróciłem do normalnego trybu życia. Mimo tego, że na zajęcia z
pianina już nie chodziłem. Wciąż wypytywali mnie kto mi to zrobił, ale nie
puściłem pary z ust. To wiadome, że gdybym to zrobił, oni odnaleźliby mnie i
znów zaczęli katować. Nie chciałem!
Każdej nocy
przychodziłem do pokoju Bianci i chowałem się do niej pod kołdrę. Nie
potrafiłem leżeć spokojnie z myślą, że za chwilę z mroku mogą wychynąć ci
chłopcy. Sprawa zaczęła piąć się pod górkę, kiedy pewnego dnia mama zaczęła
grać na pianinie. Zacząłem się tak bać, że nie potrafiłem wysiedzieć w miejscu.
Uciekłem.
Nogi zagnały mnie
do pobliskiego lasku, gdzie mogłem się przejść i wypocząć. Czułem spokój, jak
nigdy wcześniej. Mimo późnej pory i wszechogarniającej ciemności nie pozwalałem
swoim zmorom przejąć nade mną kontroli.
Bawiłem się.
Śpiewałem wyliczanki, które tylko przychodziły mi do głowy. Latałem pomiędzy
drzewami, aż w końcu nie natrafiłem na ogromnego dęba. Okrążyłem go, śmiejąc
się bez powodu.
Gdy odwróciłem
głowę w tył, słysząc jakieś dziwne szelesty, natychmiast znieruchomiałem. Tuż
za mną stał jeden z chłopców uczestniczących w pobiciu.
- Przez ciebie
przegrałem, frajerze!
- Ja nie chciałem! – zarzekłem
się, kręcąc wolno głową. – Nie chciałem!
Chłopiec rozpłynął
się tak szybko, jak się pojawił, a nade mną przejęło władzę bezgraniczne
zdziwienie. Rozejrzałem się wkoło, szukając łobuza, ale nie zauważyłem nikogo.
- Halo? –
zawołałem, cofając się w stronę dziury w drzewie. Jeden nieopatrzny krok i
chwilę później wylądowałem w środku. Ledwo zdołałem usiąść, a gdzieś w zakątku
mojej głowy odezwał się cichy głosik. Przestał mnie już dziwić. Od dwóch
tygodni pojawiał się coraz częściej i mówił mi do ucha dziwne rzeczy.
Powiedziałem o tym koledze, ale stwierdził że jestem nienormalny. Dlatego
postanowiłem, by nie mówić o tym nikomu więcej.
Jednak głosik nie
dawał mi spokoju. Odzywał się w najmniej sprzyjających sytuacjach i strasznie
mnie denerwował.
Odwróć się! – szeptał, a przez mój
kręgosłup co rusz przechodziły dreszcze strachu. Dopiero po dłuższej chwili
zdecydowałem się obrócić głowę i zerknąć niepewnie za siebie.
W korze drzewa był
wyryty napis jakąś niesprawną ręką. Po paru chwilach zauważyłem w pochyłych,
ostro ciosanych literkach swoje własne pismo. Podczołgałem się bliżej i z uwagą
przesunąłem dłonią po wgłębieniach.
- Potrzebujemy
wyzwolenia – przeczytałem, a kiedy dźwięk mojego głosu ucichł, poczułem jak coś
rozsadza moją czaszkę od tyłu. Złapałem się za kark, próbując powstrzymać
konwulsyjne drganie głowy i krzyknąłem z bólu.
Bezradność, strach, smutek i przerażenie. Wszystkie te uczucia zaczęły pomału
napływać do rany i wraz z nią wydostawać się na powietrze. Czułem jak wszystko
ze mnie uchodzi, ale jednocześnie nie znika. Nadal się bałem, tak cholernie się
bałem.
Każde z uczuć
automatycznie przybierało na sile, jakby starało się wygrać w tym dzikim
pościgu po mojej głowie. Czułem, jak wzrasta ich moc, jak niemal przybierają
jakiś mi bliżej nieznany kształt. Jak kształtują się, uosabiają.
Witaj, Jaydenie.
Ból ustał, a
wszystkie emocje opanowały się i przestały biegać. Ucisk w sercu, który jeszcze
przed chwilą z niesamowitą prędkością narastał, teraz zelżał, prawie znikł.
Odważyłem się
otworzyć oczy i zerknąć na to, co jawiło się zielonymi skrami tuż przede mną. A
był to cień. Mój cień, który od tamtej pory nie opuszczał mnie ani na krok.
Cień - uosobienie wszystkich tych skrajnych emocji, wszystkich moich lęków,
żalów i przyczyn niesamowitego bólu.
- Witaj –
szepnąłem, zbyt przerażony, by wykrztusić z siebie coś więcej.
Zabawne, że ledwie
miesiąc później mój własny cień doprowadził mnie do takiego stanu, że nie
potrafiłem jeść, ani pić. Straciłem kontakt ze światem realnym i zanurzyłem się
we własną chorobę, którą później zdiagnozowano jako schizofrenię paranoidalną.
Ogarniało mnie coraz większe szaleństwo. Chowałem się po kątach i zamykając
oczy widziałem dosłownie wszystko, co chciałem. Cień bez przerwy mi
towarzyszył. Wcale nie wydawał się być zmorą, kiedy bawił się ze mną w zupełnie
innym świecie. Ale był.
W końcu doszło już
do takich dziwnych sytuacji, że zacząłem zwierzać się z nich małej Sophie.
Bałem się reakcji matki i nie chciałem aby Bianca wiedziała, co w mojej głowie
się wyprawia. Byłem niemal pewien, że Sophie nic z tego co mówię ani nie
zapamięta, ani szczególnie nie zrozumie.
Nawet kiedy
zamknęli mnie w zakładzie psychiatrycznym i zaczęli wpajać, że mówię głupoty.
Nawet wtedy opowiadałem Sophie co cienie mi mówią. Ich obietnice i uczynki
niekiedy bardzo mnie przerażały. Ich? Z moich żalów i lęków powstała jedna,
konkretna zmora, która niedługo później zaczęła dwoić się i troić. Coraz
bardziej bałem się cienia, a mój strach jedynie go sycił i zadowalał.
Stwarzałem swoje kolejne lęki, które wzmacniały tę nieludzką istotę.
Można by
powiedzieć, że wyszedłem z tego cało, kiedy wypuścili mnie z psychiatryka.
Czułem się lepiej. Tak jakby. Mój cień wciąż mnie nie opuszczał. Został dopiero
kiedy wyjechaliśmy z Polski, uwalniając mnie chociaż na trochę od lęków. Nie
zrobił jednak tego z uprzejmości, czy bezsilności. Przeciwnie, szykował siły,
aby powrócić i uderzyć w momencie, w którym nigdy bym się nie spodziewał. I w
osobę, w którą bym się nie spodziewał.
Znalazł sposób, aby
omamić mnie całego. Spowodować, żeby żaden zakład psychiatryczny nie był w
stanie mnie z tego chociaż trochę uwolnić. Chciał bym poddał mu się całkowicie
i karmił go swoimi emocjami.
Osiągnął to poprzez
Biancę, wysługując się nią. Zabierając ją tak, aby utknęła pomiędzy
rzeczywistością, a śmiercią. Aby utknęła w cieniu, gdzie wszystko jest iluzją,
gdzie każdy mały szczegół uzależnia. Tkwiłem tam dniami i tygodniami i nie
potrafiłem przestać, a teraz ona nie miała wyboru.
I już wiedziałem,
że jedynym sposobem na uwolnienie jej z tego całego koszmaru jest uśmiercenie
mnie. Wtedy cień również rozpłynie się w niebyt, nie pozostawiając po sobie
nawet ciemnej smugi.
Wziąłem głęboki
oddech i wybudziłem się z transu. Cień sięgał i po mnie, nie potrafiłem temu
zaprzeczyć, ani choćby mu się sprzeciwić.
Widziałem grupę
ludzi, szamoczących się wkoło. Ktoś coś przestawiał, poprawiał. Ktoś nachylał
się nade mną, trzymając w ręce jakieś papiery.
- Spokojnie, nie
wierć się – powiedział czyiś ciepły głos. Zamrugałem i pierwsze, co rzuciło mi
się w oczy to te blade, smutne ściany pomalowane na biało. Białe fartuchy,
biała pościel. – Będziesz musiał ładnie przeprosić mężczyznę, w którego
rzucałeś szkłem. W końcu to dzięki niemu teraz żyjesz. Ironia, prawda? Nie kręć
się...
- Co kurwa? Wypuść
mnie. Japierdole, czemu mnie związaliście? – przestraszyłem się, próbując
wyszarpnąć ręce z lin, którymi przymocowali mnie do łóżka. – Ej kurwa, uwolnij
mnie! Kurwa muszę uratować siostrę!
- Nic jej nie
grozi, nie martw się – lekarz na chwile zniknął z mojego pola widzenia, przez
co jeszcze bardziej się sfrustrowałem i próbowałem wyrwać.
Wrzeszczałem, żeby mnie uwolnili,
ale nie słuchali. Krzyczałem, że to wszystko prawda, że zabrali ją i zrujnowali
mój świat. Zabrali ją. Zabrali!
Przywiązali pasami do łóżka i
szykowali narkozę. Lekarz sterylizował strzykawkę i zupełnie nie obchodziło go,
co przeżywałem.
- Musisz mi uwierzyć! –
wrzasnąłem, kiedy zaczął się zbliżać. – Oni ją zabrali! Zabrali!
- Gdzie ją zabrali? – spytał
spokojnie lekarz.
- Do mnie! Zabrali ją do mnie!
Nie uwolnią jej! Musisz mnie zabić! Musisz to zrobić, żeby przeżyła! –
wrzeszczałem, szarpiąc się na wszystkie strony. Łzy spływały mi po policzkach,
a głosy w głowie cicho szeptały, że i tak wszystko na marne, że nie ma się o co
starać.
- Kogo?
- MOJĄ SIOSTRĘ TY OŚLE! –
zawyłem, wyginając ciało w łuk. – Zabij mnie zanim wszystko będzie stracone!
- Ćśś, nie szarp się tak.
- Słyszysz mnie kurwa?! Zabij!
Japierdole ile jeszcze mam powtarzać! Ona zginie! Starci świadomość! Jest w
miejscu, w którym nie ma zasad.
- Gdzie jest? – spytał z
grzeczności lekarz, zakładając białe rękawiczki. Ledwo widziałem przez ten
potok emocji wylewający mi się z oczu. Błagam, uwierz mi.
- W świecie bez zasad. W mojej
głowie. W moim umyśle.
- To nie zaboli, poczujesz
jedynie ukłucie komara.
- Zabiłem ją! – wrzasnąłem
ostatkiem sił, kiedy przytknął zimną igłę do mojego ramienia. – Zabiłem!
Wiedziałem, że to się stanie! Nic nie zrobiłem! Zabiłem własną siostrę!
- Uspokój się.
- Zabiłem – powtarzałem to słowo
jak mantrę, zaciskając mocno powieki.
Jestem tu, znów w szpitalu, znów
przy lekarzach. Jestem tu, znów słyszę głosy. Jestem tu, znów sam. Jestem tu,
znów bez ciebie. Znów wszystko moja wina.
- Błagam, pomóżcie – szepnąłem.
A później odpłynąłem. Po moim
ciele rozeszło się kojące ciepło. Jednak wolałem cierpieć, czułem się tak źle,
będąc tu, gdy ona umierała w moim umyśle. Czułem się tak źle, bo umierała
przeze mnie.
Czułem się tak bardzo źle.
~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~
Przypominam tylko o moim drugim blogu, TUTAJ i dziękuję serdecznie wszystkim, którzy na niego weszli i skomentowali. Jesteście wielcy! :>
Przepraszam, jeśli liczył ktoś na wielką walkę :<
O i po dodaniu epilogu biorę się za poprawianie historii, bo zdaję sobie sprawę, że na początku za bardzo się pisaniem nie popisałam :P
Indżoj C;
Miejscówa dla największej fanki ŚBZ <333
OdpowiedzUsuńGdy zawsze czytam twoje opowiadanie, bo skończonym rozdziale czuję pustki. nie mam pojęcia co myśleć, co powiedzieć. Siedzę, patrzę się w ekran i analizuję ponownie każdy napisany przez ciebie wers. świetnie piszesz, ale to już wiesz, prawda? ;-) Ostatni moment był genialny. Co miał Jayden zrobić? Co uczynić? Mówiąc prawdę opowiadałby wiele niestworzonych rzeczy, a co za tym idzie - lekarz z pewnością byłby utwierdzony w przekonaniu, że Jay zbzikował.
UsuńMuszę chyba jeszcze o tym pomyśleć, a dłuższy komentarz napiszę w epilogu. Dzisiaj też mój komentarz jest... inny, mało zabawny, za co przepraszam, ale miałam dzisiaj paskudny dzień i nie potrafię zachować się inaczej.
Buziaki,
Madi :*
znowu spóźniona :(
UsuńW takim razie ja klepnę sobie 2 miejsce xD
Clar
Uff, a mi dziwnym trafem udało się być 1. xD
UsuńI nagle wszystko stało się zrozumiałe. Te wszystkie cienie, to tak naprawdę silne emocje Jaydena. Wszystkie jego złe emocje. A Bianka nie umarła. W każdym razie nie do końca - wylądowała w umyśle brata jako coś w rodzaju zakładniczki.
OdpowiedzUsuńCholera, teraz, gdy wszystko stało się zrozumiałe, nie mam bladego pojęcia, o czym pisać. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to: Błagam, niech zostanie znaleziony inny sposób na uratowanie Bianki! Jayden przecież nie może umrzeć! To jeden z moich ulubionych książkowo-blogowych bohaterów! Bianki również byłoby mi szkoda! Musi być inny sposób na uwolnienie tego rodzeństwa od tych zmor. Musi być jakaś możliwość unicestwienia ich, nie unicestwiając przy tym Jaydena...
Swoją drogą jego błagania o śmierć i pomoc brzmiały epicko. Kocham sytuacje, w których, mówiąc prawdę, brzmisz, jakbyś miała jakieś omamy.
A teraz pozostało mi czekać na epilog, w którym - mam nadzieję - będzie happy end :D
Serdecznie pozdrawiam :)
No i się dowiedziałam, czego chciałam się dowiedzieć. Ja osobiście wcale nie jestem rozczarowana. Znaczy, mam na myśli, że ja osobiście się nie spodziewałam jakiejś wielkiej walki, jak to ładnie nazwałaś. I cieszę się, że nie miała ona miejsca. Ten rozdział jest okropnie smutny, mam na myśli - wszystko to, co się Jaydenowi przytrafiło, i to, do czego to doprowadziło naprawdę z jakiegoś powodu mnie przygnębia. Tak sobie zaczęłam myśleć, jaka to jest straszna krzywda dla człowieka, jak nawet samemu sobie nie może ufać, jeśli jego umysł zaczyna żyć własnym życiem. Ech, Ty mnie, Kwasie, zawsze skłaniasz do takich egzystencjalnych przemyśleń. I wiem, że tak gadam bez sensu, a wcale nie na temat rozdziału, ale mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczysz? :) Anyway, naprawdę to, jakie współczucie do Jaydena we mnie wywołałaś, to jest... kurna, słowa mi brakło, a nie wiem jak to dobrze ująć w słowa, także powiem tylko, że brawa Ci się należą.
OdpowiedzUsuńTakie sytuacje, jak ta z lekarzem, zawsze powodują, że wewnątrz mnie się gotuje. Znaczy, ja zawsze sobie wyobrażam, jak to by było znaleźć się na miejscu takiego pacjenta - przywiązana do łóżka, niemogąca się ruszyć i dodatkowo uważana przez wszystkich za wariatkę, a wewnątrz umierająca z rozpaczy. I zawsze, niezmiennie dochodzę do wniosku, że to jest coś, co mnie okrutnie przeraża. A że dodatkowo jeszcze strasznie, strasznie nie lubię szpitali (to tego stopnia, że jak ostatnio miałam zostać na parę dni na zabieg to naprawdę aż się popłakałam i nie potrafię wyjaśnić skąd taki lęk się we mnie bierze), tak więc dodatkowo przez to ta scena trafiła prosto w moje serduszko i nie mogłam doczytać jej w spokoju, bo naprawdę aż mnie nosiło jak czytałam każde następne zdanie. A to się bardzo chwali, bo wywołać aż takie emocje nie jest łatwo. Ale przecież znów się powtarzam - jak tak dalej pójdzie, to moje komentarze staną się dla Ciebie ultranudne :D Tak czy inaczej, to naprawdę nawet sobie nie wyobrażam jak okropnie musiał się Jayden czuć. A Ty wspaniale to przedstawiłaś. Jestem ciekawa, jak zakończysz tą historię. Spodziewam się raczej smutnego zakończenia (i dobrze, bo nie wiem, czy to Tobie to kiedyś pisałam, czy u kogoś innego, ale ja jestem taką literacką masochistką i kocham smutne historie), tylko zastanawiam się, co byłoby smutniejsze: gdyby Jayden umarł i Bianca też - bo nie zdołałby jej jednak uratować, nawet poświęciwszy siebie, czy może gdyby tylko ona umarła, a on musiałby z tym żyć (przy czym w takiej opcji zakładam raczej, że resztę życia spędziłby w szpitalu psychiatrycznym), czy może szykujesz coś jeszcze zupełnie innego. Kurczę, nie wiem, czy chcę się nawet domyślać, bo potem się jeszcze zdziwię XD Anyway, to był bardzo dobry rozdział, który naprawdę doprowadził mnie do ogromnego rozgoryczenia losem Jaydena. I jeszcze dodatkowo ten akcent, jakoby uratował go ojciec Eweliny. Och, ironio... Los bywa czasami naprawdę podły i lubi sobie stroić żarty.
Co ja Ci mogę więcej rzec, Kwasie - czekam z ogromną niecierpliwością na zakończenie tej historii. Trzymam za Ciebie kciuki, żeby było jak najlepsze, chociaż chyba naprawdę o to nie muszę się martwić - cały czas trzymałaś taki poziom, że ho-ho, tylko pozazdrościć.
No, to chyba będzie tyle. A jak mi się coś jeszcze przypomni, to pewnie się odezwę, standardowo :)
Pozdrawiam! <3
Anyway, właśnie - tak sobie teraz pomyślałam, że być może istnieje jakiś inny sposób na pozbycie się cieni? Być może Jayden nie musi wcale umierać? Bo przecież, czy cienie nie zaczęły żyć własnym życiem? Mam na myśli, że Jayden przez jakiś czas o nich wcale nie pamiętał. Ani o nich, ani o wszystkich tych wydarzeniach. Nie wiem, czy to ma jakiś związek, bo być może nie musiał pamiętać, żeby mogły istnieć, ale tak sobie tylko pomyślałam.
UsuńNo i jeszcze przyszedł mi do głowy taki pomysł, że może Jayden teraz sam trafi do wnętrza swojego umysłu, tak jakby - w sensie, że do Bianki? (tak się to odmienia?) I że tam rozegra się epilog? Kurczę, teraz do niedzieli nie przestanę o tym myśleć. Dzięki, Kwasie XD
Dobra, teraz już chyba naprawdę skończyłam :)
Myślę, że Twoje opowiadanie można interpretować na bardzo wiele sposobów, bo psychologicznie jest naprawdę głębokie i bogate. Można tu wszystko postrzegać dosłownie, a można szukać i zagłębiać się w coraz to kolejne dna metafor. Nie wiem, czy taki był Twój zamysł, jednak taka jest prawda, przynajmniej w moim odczuciu ;) Przyznaję, że Świat Bez Zasad jest dość trudny, nie jest to raczej przyjemna opowiastka, która odpręża niczym romansik czytany w pociągu ;) Ale zdecydowanie wzbogaca człowieka o nowe odczucia i wrażenia ;) Tworzysz jakby nową jakość ;P
OdpowiedzUsuńW pewnych momentach nie wiem co myśleć, czy Jayden rzeczywiście zmaga się z cieniami, czy jest to tylko wytwór jego wyobraźni i potrzebna jest mu pomoc lekarzy ;P
Wszystko było bardzo psychodeliczne, zarówno pianino, dziura w drzewie, jak i chłopcy, którzy pobili Jaydena. Niczym koszmar, okrutny sen, świat szary i zniszczony, wszędzie pożoga i rozpad.
Ciekawi mnie natomiast, co stanie się z Biancą, nie mogę doczekać się epilogu. Liczę, że Jaydenowi uda się wybrnąć z sytuacji. A może zaskoczysz nas czymś niezwykłym? ;) Czas się przkonać ;)
Pozdrawiam ;D
Court.
Zakończenie zdecydowanie niespodziewane. Po pierwsze nigdy by mi nie przyszło do głowy, że to Jayden jest za wszystko odpowiedzialny. Jasne, że było widać jego powiązanie z cieniami, ale wydawał się raczej ofiarą, a nie ich "panem", tym bardziej, że znajdował się w okropnym stanie psychicznym.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc po tym, jak dowiedziałam się, że to Jayden jest panem cieni, zaczęłam się spodziewać dosłownie wszystkiego jeśli chodzi o zakończenie. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że Jayden wszystko sobie wymyślił i zdarzenia opisane na tym blogu to były wymysły jego chorej wyobraźni, a tak naprawdę wszystko było w porządku, jego siostra znajduje się przed salą szpitalną albo też w ogóle nie istnieje. Chociaż z drugiej strony to by się kłóciło z rozdziałami opisywanymi z perspektywy Bianci. Ale z drugiej strony Jayden mógłby mieć rozdwojenie osobowości i raz być sobą, a raz Biancą... Oj, coś dziwne wizje się tworzą w mojej głowie, ale to wszystko przez to zakończenie!
Mam nadzieję, że w epilogu wyjaśni się wszystko to, co jeszcze nie zostało dopowiedziane i że nie pozostawisz czytelników w niewiedzy. No bo na przykład chciałabym wiedzieć, czy Bianca rzeczywiście zniknęła na zawsze, a jeśli nie to co z nią i Piotrkiem no i jeszcze mój ulubiony wątek Jayden i Ewelina - jak to się skończy?
Będę czekać na epilog z niecierpliwością, zdecydowanie.
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
b-u-n-t
Ogarnęła mnie panika po przeczytaniu tego rozdziału, bo byłam wręcz przekonana, że jest ostatni. Ale po przeczytaniu komentarzy uświadomiłam sobie, że ta późna pora mi chyba nie służy i ewidentnie to nie był epilog. Wybacz, jest 3 w nocy, ja jestem chora, ale nie mam kiedy nadrobić rozdziałów, więc muszę zrobić to teraz. No i udało mi się;D Bardzo Cię przepraszam, ze tyle to trwało, ale nie pomaga mi fakt, że nie powiadamiasz. Niby jest to Obserwowanie, ale jak się ma dużo obserwowanych blogów to coś ciągle umyka. A komentarz w spamie widzę zawsze. I nagle weszłam do Ciebie, a tu 5 rozdziałów do tyłu, potem 7, 9... No i tak wyszło. Ale pod kazdym masz już komentarz;) I dziękuję za Twój komentarz u mnie. Cieszę się, że go napisałaś, bo już myslałam, ze się na mnie pogniewałaś;D
OdpowiedzUsuńNo, a co do rozdziału... Nareszcie sytuacja i cała historia została wyjaśniona. Swoja drogą. Masz wielką wyobraźnię dziewczyno! Wielki plus za to i szacuneczek;D Genialnie to wszystko wykombinowałaś. A z Jaydena rzeczywiście jest wielki tchórz... Gdyby pomyślał wcześniej, gdyby wcześniej opowiedział o tym wszystkim Biance, może nie doszłoby do tego wszystkiego. Teraz nagle chce ją ratować? Troche kurwa za późno. Chociaż mam nadzieję, że mimo tych wszystkich tragedii będzie jakiś happy end, a Jayden chociaż raz zachowa się jak należy i uratuje ją. Prosiłabym, żebyś ten jeden raz powiadomiła mnie jak pojawi się notka;D
Niecierpliwie na nią czekam. I nie mogę uwierzyć, że to już koniec!:(:(:(
Dziewczyny ( i chłopcy?), proponuję wymyśleć wspólny hymn, zaśpiewać go a potem zmusić Kwaska, żeby nie kończył opowiadania <3.
OdpowiedzUsuńMoże dam ci mój numer, będziesz mi czytać na dobranoc?
Madi, poleć dilera, plosę! O.O
UsuńMuszę Cię zmartwić... epilog leży sobie napisany w wordzie i czeka na poprawę. Historia ewidentnie dobiega końca :"<
Hahha, nie słyszałaś mojego głosu! *i lepiej dla Ciebie ;__;* Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł :P
Czemu, czemu zbliżamy się do końca, matko D:? Akurat teraz jest najciekawiej! Ło, matko! Jayden i jego schizy - zawsze spoko! Nie, serio, zaczynam ci wierzyć, że kochasz psychopatów XD ja też ich kocham, dlatego lubię Jaydena. Jego zachowanie, sposób bycia, jego umysł... wielbię.
OdpowiedzUsuńIdę zabić tego lekarza-kutasa! Jayden, ja ci wierzę, uratuję Biancę, wlezę do twojej głowy, zaleję domestosem twój mózg i nie będzie już cieni D: !
Znowu nie wiem co napisać w komentarz i co chwilę kicham na ekran laptopa :<
OdpowiedzUsuńTo już koniec? Serio? I Bianki nikt stamtąd nie wydostanie, bo Jay'a zamknęli w psychiatryku?
Ehh... dawaj ten epilog, bo ja chcę wiedzieć co się stało. Piotrek. Lol. Jednak to wcale nie był on. Tylko Jayden. I jego wymysły. A to dlatego, że został pobity. Znęcali się nad nim. To niby było takie proste do odgadnięcia, a jednak...
Nie będzie długiego komentarza, bo muszę się ubrać jak eskimos i pójść na Drogę Krzyżową... xd
A ten hymn to dobry pomysł xD
Teraz tak się zastanawiam... Kwas, skąd wzięłaś pomysł na nazwę Kwas o.O ?
O ja kolejny rozdział extra :P I masz mi powiedzieć dlaczego będzie koniec. To nie może być prawda. Ja nie pozwalam. Przecież ktoś musi Bianke wydostać. No i ten psychiatryk masakra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę
Aqua
http://aquasenshi.blogspot.com/2014/03/rozdzia-11.html Zapraszam
Łoł. Tylko tyle udaje mi się na pisać.
OdpowiedzUsuńAle cóż. Osoba, która wykrzykuje, że zabiła swoją siostrę i jednocześnie musi ją uwolnić, bo jest w miejscu bez zasad nie może być wiarygodna. Biedny Jay. Biedna Bianca. Biadna ja, bo czuję, że wsadziłaś mój mózg do maszynki na mięso i teraz nie mogę go poskładać w jedną całość. Nie chcę końca!
Ale jak to ? Że to ma już być ostatni rozdział przed epilogiem ?!
OdpowiedzUsuńO nie, nie, nie. Nie pozwolimy Ci na to !
Mimo, iż prolog na twoim nowym blogu bardzo mnie zaintrygował to muszę
Ci powiedzieć, że bardzo przywiązałam się do tego bloga i nie pozwolę Ci go tak po prostu zakończyć, ot co ! Chyba, że zrobisz drugą część ŚBZ ! :D
Oj ja już sobie porozmawiam z tymi cieniami ! Przekonam je, aby przekonały Cię do nie kończenia tej historii. * drastyczne środki *
Co do rozdziału.. niesamowity, genialny...idealny !
Musi być jakiś inny sposób na uratowanie Bianki !
Jayden nie może się zabić ! Jest moją najulubieńszą postacią *-*
A przecież Bianca też musi żyć, jest główną bohaterką i nie może tak po prostu umrzeć, poza tym ją też bardzoooo. Nie pozwalam na to ;D
Ami ♥
this-is-my-life-brooklyn.logspot.com
Przepraszam >.< W głowie miałam ułożony komentarz, ale okazało się, że go nie napisałam...
OdpowiedzUsuńJay znowu trafił do psychiatryka? A co z Biancą? Wiem, że już jest epilog i zaraz pędzę się za niego zabrać, ale najpierw skomentuje ostatni rozdział. Na razie czuję ogromny niedosyt. Targają mną chyba wszystkie możliwe emocje!
Nie mogę uwierzyć, że to już ostatni rozdział. To takie nierealne... Czuję się jakbym stała tam koło Jay'a i mam ochotę pogonić tego lekarza, żeby pomógł Biance, czy coś. Chociaż z drugiej strony słowa biednego Jaydena nie brzmią zbyt logicznie. Ech... Dobra, lecę czytać epilog ^^ Zaraz się wszystkiego dowiem :)
Jejku Normlanie czytając ten rozdział aż łza się kręci,nie mam pojęcia dlaczego,może temu że ja już wiem że po Epilogu będzie koniec :< strasznie mi z tego powodu przykro bo związałam się z bohaterami .Jestem pewna że kolejna napisana przez ciebie histria podbije moje serce ;3
OdpowiedzUsuńMomentami nie mogę się nadziwić twoimi umiejętnościami,opisujesz emocje i uczucia w taki sposób że zapiera dech,strasznie martwię się o Blance :o oby nic jej nie było,nie znosłabym śmierci głównej bohaterki :'(
Szkoda mi też Jeydana który przykłuty do łóżka nie morze jej pomóc,w sumie nic dziwnego że lekarze mu nie wieżą,nikt by mu nie uwiezył,oprócz naturalnie Phi ,jezu on musi się wydostać z tego szpitala! musi ją uratować,ale jakoś inaczej niż swoją śmiercią,nie chcę by on umierał,bardzo kocha Blance i jestem pewna że jest w stanie to zrobić,zwłaszcza że całe życie był świadomy co jej robi :'( .Mam nadzieje że znajdzie się jakiś inny sposób :( Lece dalej.Rozdział rewelacja!
Alice