Jayden
Czułem się jak prześladowca.
Bezimienna wyszła ze szkoły i
żwawym krokiem ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Ostatnio mi mówiła, że
nie mieszka w internacie, a z ojcem w miasteczku przy plaży. Jakimś cudem o tym
nie zapomniałem...
W każdym razie podążałem tuż za
nią, przy obrzeżach lasu. Czekałem na jakiś gest, czy ruch, który potwierdził
by jej obawy, że ktoś za nią idzie. Jednak ani razu nie odwróciła głowy. Z
jakiegoś powodu strasznie mnie to wkurzyło. Mogła by być bardziej uważna!
Dopiero kiedy usiadła na ławeczce
przy przystanku i zaczęła szukać czegoś w torbie, postanowiłem się ujawnić. Jak
gdyby nigdy nic wyszedłem spomiędzy tych chaszczy i dosiadłem się do niej.
Na początku zupełnie nie zwróciła
na to uwagi. Dopiero po chwili uniosła głowę i widząc mnie, otworzyła szeroko
oczy.
- Co ci się stało? – spytała z
przerażeniem.
Co? Co mi się stało? Mi się nic
nie stało... Zmarszczyłem tylko brwi, zastanawiając się o czym mówi. Widząc, że
nie do końca załapałem, wyciągnęła dłoń i przesunęła palcem po moim policzku.
- Co ty robiłeś? – zdziwiła się.
Odsunęła rękę i pokazała krew, która została na jej skórze. Przez chwilę
przyglądałem się temu w zadumie, po czym przetarłem twarz.
- Nic takiego – burknąłem.
- Przestaniesz sobie wyrządzać
krzywdę? – warknęła, zirytowana moją postawą. Jej ogromny smutek ustąpił
miejsca złości i lekkiej niechęci.
- A ty przestaniesz?
Milczeliśmy dłuższy czas. W
myślach bez przerwy zastanawiałem się, co tak właściwie odpierdalam. Siedzę tu
z nią, pozwalam, by dotykała mojej twarzy... już dawno leżałaby na ziemi po
ataku mojej wściekłości, gdyby oczywiście była kimś innym.
No właśnie, gdyby była kimś
innym. Chyba tutaj tkwi cały ten problem.
- Musisz to wszystko przepłukać –
mruknęła, dotykając mojego ramienia.
- Aktualnie nie mam jak –
warknąłem. Bez przerwy zastanawiałem się nad tym, co chciałem powiedzieć jej od
samego początku czekania. Jednak było to tak idiotyczne, tak absurdalne...
zupełnie nie w moim stylu. Chociaż potrzebowałem tego, tak samo, jak jej rady.
- Nie wracasz do pokoju? –
spytała.
- Może za parę dni. Słuchaj... –
zawahałem się. Jedyne, co przemknęło mi przez głowę to, że jestem strasznym
frajerem, skoro chcę to powiedzieć. – Nie masz tak czasem, że wszystko wkoło
cię wkurza i doprowadza do szaleństwa? Chcesz uciec, zniknąć, albo nacisnąć
„stop” w swoim życiu i po prostu zasnąć na dłuższy czas i odpocząć od tego
całego gówna, w którym się taplasz? Nie chcesz czasem... no wiesz, powąchać
kwiatków od spodu?
- Jayden... – zaczęła, ale nie
pozwoliłem jej skończyć.
- Mam tego wszystkiego tak
cholernie dość – warknąłem, ledwo to z siebie wymuszając. Zachowywałem się jak
ciota! Prawdziwy mężczyzna nie wyżala się niedawno poznanej dziewczynie z
problemami! Jednak ja chyba nie byłem mężczyzną..
- Posłuchaj mnie – ujęła moją
dłoń i pomimo tego, że zrobiła to po raz enty, nawet jej nie odtrąciłem. – Nie
ważne ile masz siły, a ile zapału, żeby walczyć.
- Nie mam tego zapału –
warknąłem, wstając raptownie. Ona też wstała, ale z zupełnie innego powodu.
Autobus właśnie podjeżdżał do przystanku.
- Jedź ze mną – nakazała głosem
nie znoszącym sprzeciwu. Wahałem się tylko chwilę, po czym tuż za nią wsiadłem
do autobusu. Na pytanie kierowcy o bilet, machnąłem lekceważąco ręką. Chyba
chciał zaprotestować, ale mój pokiereszowany wygląd skutecznie go uciszył.
Niecałe pół godziny później
staliśmy na ganku, prowadzącym do jej domu. Bezimienna gmerała w torbie w
poszukiwaniu kluczy i złorzeczyła na ich celowe chowanie się w dziwnych
zakamarkach.
Rozglądałem się tymczasem
dookoła, obdarzając mały budyneczek średnio przychylnym spojrzeniem. Pomalowany
był na brudny beż i stał dość krzywo. Cały teren ogrodzono jakąś drucianą
siatką wyglądającą dosyć nieporadnie.
- Zdejmij buty – upomniała mnie
dziewczyna, wchodząc w końcu do domu. Zamknąłem za sobą drzwi i wedle jej
poleceń, zacząłem mozolnie rozsznurowywać glany. W takich momentach przydałyby
się trampki...
Kiedy zajmowałem się lewym
sznurowadłem, Bezimienna uklękła i zaczęła rozwiązywać drugie. Wyprostowałem
się i uśmiechnąłem cwaniacko. Wyglądała bardzo niewinnie w takiej pozie.
Podniosła wzrok i widząc mój
wyraz twarzy naburmuszyła się lekko.
- No co? – mruknęła, wstając.
- Nic. Zupełnie nic – zapewniłem
ją.
- Chodź, trzeba ci to oczyścić.
Wyglądasz koszmarnie, wiedziałeś o tym?
- Ale ty kochana – zironizowałem.
Zaprowadziła mnie do łazienki i wpierw postawiła przed lustrem. No dobra, miała
rację. Wyglądałem jakby opierdoliła mnie ciężarówka do rowu, a potem wycofała i
jeszcze raz zmiażdżyła wszystkie żebra.
Następnie siłą usadziła mnie na
toalecie i zaczęła grzebać po szafkach.
Patrzyłem na jej krzątaninę bez
większego zainteresowania, czekając, aż będę mógł wyjść. Tylko co wtedy?
Co zrobię, jak już wyjdę z jej domu i stanę pośrodku ulicy. Będę wolny, czy
nadal pozostanę więźniem? Niestety, na zawsze więzić mnie będzie własny umysł,
jednak czy potrafię się temu przeciwstawić?
Ile jest we mnie siły?
„Nie ważne ile masz siły, a ile
zapału, żeby walczyć.”
A może chodziło w tym wszystkim o
coś zupełnie innego?
- Podnieś głowę – nakazała. Kiedy
nie posłuchałem, chwyciła moją brodę w dwa palce i uniosła delikatnie. –
Powiesz mi dokładnie, gdzie tak latałeś?
- Po drzewach – mruknąłem. –
Bawiłem się w małpę.
- To nie jest śmieszne.
- Przecież się nie śmieję –
odparłem, unosząc lekko kąciki warg. Jednak nie było mi już tak wesoło, kiedy
przytknęła wacik do jednej z ran na policzku. Trochę zapiekło i głównie ze
zdziwienia, prawie syknąłem z bólu.
Zamiast na pieczeniu, skupiłem
się na jej twarzy. Miała duże, piwne oczy, które uważnie oglądały każdy skrawek
mojej skóry. Zagryzała dolną wargę, przemywając rany, a na jej usta wstąpił
leciutki uśmiech, kiedy przyuważyła mój wzrok. Jej smukła twarz wyglądała
bardzo nieporadnie pośród tej burzy czarnych włosów, które bez przerwy
odgarniała za uszy.
- Powinieneś bardziej uważać –
fuknęła. – I przestać zachowywać się jak kretyn.
- Niewykonalne.
- Rozumiem, że nie chcesz
niczyjej pomocy, ale mógłbyś też zauważyć, że jej bardzo potrzebujesz.
- Nie potrzebuję żadnej pomocy –
warknąłem zniecierpliwiony. Czemu nie rozumiała, że świetnie sobie radzę?
Tak świetnie, że nawet chciałeś się zabić.
- Zamknij się – dodałem
nienaumyślnie. Bezimienna zacisnęła wargi w wąską kreskę i wymieniła wacik na
nowy, starając się nie patrzeć mi w oczy. Chciałem powiedzieć, że to nie było
do niej, ale i tak pewnie by mi nie uwierzyła. Poza tym, dużo spraw byłoby
wtedy do tłumaczenia i wyjaśniania. Zdecydowanie nie miałem na to ochoty.
- Jesteś cholernie uparty.
- Do usług – prychnąłem.
Wyrzuciła waciki i chwyciła mnie za prawą rękę. Z niezadowoleniem oglądnęła
obtarty od asfaltu nadgarstek i mruknęła coś pod nosem.
Brzmiało trochę jak „Imbecyl” i z
pewnością było skierowane do mnie.
- Chyba jestem twoim aniołem
stróżem – zaśmiała się cicho, obmywając i ręce. Tutaj piekło najbardziej i
musiałem użyć silnej woli, byleby tylko nie pokazać, że jakkolwiek mnie to rusza.
- A kto jest twoim? – spytałem
nieświadomie porywając się na niebezpieczny temat.
- Mój umarł lata temu –
odpowiedziała, a po jej wyrazie twarzy poznałem, że miała zamiar zaraz się
rozbeczeć. Błagam, tylko nie to! Nie chcę grać roli pocieszyciela!
- To chujowo – mruknąłem i już po
chwili Bezimienna walnęła mnie z całej siły w ramię.
- Nie przeklinaj!
- Co? – warknąłem, myśląc, że się
przesłyszałem. Czemu ją to tak nagle razi?
- Pstro. Tak nieładnie –
burknęła. Kobiety... Weź tu spróbuj cokolwiek ogarnąć.
- Po co w ogóle żyjemy? –
spytałem, wodząc wzrokiem po jej obojczykach. – Wstajesz rano, by iść do
szkoły, przychodzisz, uczysz się i idziesz spać. Każdego ten sam schemat i znów
i znów. Nie sądzisz, że to bezsensu? A po co się uczysz? Żeby uczyć się więcej,
po to tylko, żeby później iść do pracy, która zniszczy wszystkie plany i
marzenia. W której będziesz gnić do usranej śmierci. Będziesz marzyć o wolnym
dniu, ale każdego powtórzysz ten sam schemat. Wstać, pracować, spać. Natomiast,
co takiego zrobisz kiedy wrócisz do domu styrana, bo szef się na ciebie uwziął?
Nic, kompletnie nic. Walniesz się na łóżko, czy przed telewizor i wlepisz swoje
pierdolone gały w idiotyczne obrazki. Będziesz myślała o tym, co powinnaś
zrobić. Kim powinnaś być. Jakie przygody powinnaś przeżyć. Co zrobisz kolejnego
dnia. Jednak tego kurwa nie spełnisz! Ani jednej z tych rzeczy! Zostaną tylko
gorzkie marzenia, do których realizacji zabraknie ci czasu i pieniędzy. Nie
będzie się liczyć nic, tylko kasa, kasa, kasa! Kasa na dom, kasa na kredyt,
kasa na żarcie, na ubranie i na śmierdzącego bobasa, który zużyje resztki
twoich sił. A po co to wszystko? Wiesz, po co? Po to by umrzeć.
- Przestań – rzuciła kojącym
głosem. Delikatnie pogładziła mnie po ramieniu, ale byłem zbyt sfrustrowany, żeby
zwrócić na to uwagę. Wstałem raptownie i wyszedłem na korytarz. Oparłem się o
ścianę i przysłoniłem twarz rękami.
- Wszystko jest tak kurewsko
trudne – warknąłem, dobitnie akcentując trzy ostatnie słowa. Bezimienna stała w
progu, patrząc na mnie ze smutkiem. – Tak kurewsko niesprawiedliwe.
- Każdy, prędzej czy później,
przechodzi przez własne piekło, tutaj na ziemi – powiedziała po chwili,
uśmiechając się lekko.
- Ale moje trwa! – wydarłem się,
stając pośrodku korytarzyku. – Moje nie jest prędzej, czy później, ono jest
zawsze! Ono jest tutaj kurwa od samego początku! – walnąłem się mocno w pierś i
zacisnąłem dłonie w pięści.
W tym samym momencie ktoś zapukał
w drzwi.
- Ew, jesteś w domu? – krzyknął
jakiś męski głos za drzwiami. – Ew, otwórz. Zgubiłem klucze!
Bezimienna spojrzała na mnie z
przerażeniem i przytknęła rękę do ust. Podbiegła szybko do drzwi i zgarniając
moje buty, prawie się wywaliła na dywanie. Patrzyłem na to wszystko ze
zdziwieniem.
- Chodź! – syknęła do mnie,
ciągnąc za obtarty nadgarstek. – Szybko!
Ruszyłem niepewnie za nią,
oglądając się na drzwi frontowe, w które ktoś niecierpliwie walił.
- Już idę! – krzyknęła, wrzucając
mnie do jakiegoś pokoju. Podała mi szybko buty w dłonie i wskazała na okno. –
Czekaj na mnie na lewym rogu ulicy. I nie daj się zauważyć!
Zanim zdążyłem zadać jakiekolwiek
pytanie, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem i pobiegła do łomocącego mężczyzny.
Wpuściła go naprędce i już po chwili w całym domu słychać było wrzask.
- Kurwa! Ile mam cię wołać,
japierdole! Ogłuchłaś suko?! Miałaś mi kurwa otworzyć, a co w tym czasie
robiłaś? SŁUCHAM? – wydarł się. Znieruchomiałem zdziwiony. Stałem pośrodku
pokoju z glanami w rękach, patrząc nieprzytomnym wzrokiem w stronę dochodzących
mnie głosów. Że co przepraszam?
- Skazę musiałam przywiązać.
Ostatnio zrobił się drażliwy, on... kurde – wymsknęło jej się, nieco ciszej niż
reszta zdania.
- CO POWIEDZIAŁAŚ?! – ryknął
mężczyzna. – Jak śmiesz przy mnie rzucać wulgaryzmami?!
Chwilę później usłyszałem głośne
plaśnięcie. Ten... czy ten facet właśnie ją uderzył? Aż się we mnie zagotowało.
Czułem, że cały odpływam, że budzę się na nowo. Że budzę się jako spragnione
krwi zwierzę.
Już miałem ruszyć w stronę drzwi,
kiedy usłyszałem gardłowe warczenie. Odwróciłem powoli głowę w lewo. W kącie
pokoju stał ogromny wilczur, cały sprężony do ataku. Obnażył kły i zjeżył się
na całym ciele. Wlepiał we mnie spojrzenie swoich upiornych, żółtych oczu i
marszczył kufę, warcząc przeciągle.
Momentalnie zalała mnie fala
gorąca. Raczej nie chciał się do mnie przytulić.
Rzuciłem szybkie spojrzenie w
stronę okna, chwilę później przenosząc je na drzwi. Szybka decyzja.
Chyba znalazłem Skazę.
- Nawet obiadu nie przygotowałaś!
Czy ciebie już do reszty popierdoliło? – kolejne uderzenie. Tym razem nie
miałem czasu na zastanawianie się. Otworzyłem drzwi i znalazłem się na
korytarzu. Z lewej strony zauważyłem pomieszczenie, w którym oboje się
znajdowali. Mężczyzna przeszukiwał z łomotem szafki, a zapłakana Bezimienna
stała przy jednej z nich.
Widząc mnie, na jej twarz wstąpiło
przerażenie. Zaczęła kręcić gwałtownie głową i zerkać na ojca. Machnęła na mnie
ręką, ale jej nie słuchałem. Wyciągnąłem natomiast swoją i przygotowałem się do
ciosu. Już wymierzałem w tył głowy mężczyzny, kiedy pomiędzy nas wbiegła
dziewczyna. Nie zdążyłem wyhamować ręki i oberwała prosto w policzek.
Przez chwilę stałem przerażony,
patrząc jak jej głowa odskakuje w bok. Mężczyzna tym czasem zupełnie mnie nie
zauważając, dalej przeszukiwał kuchnię, tłukąc się niemiłosiernie.
Tylko, że nie to się teraz liczyło.
Nic się nie liczyło. Opuściłem dłoń i wyciągnąłem drugą, chcąc jej jakoś pomóc,
chociaż nie bardzo miałem pojęcia, jak. Serce tłukło mi się w piersi, jakbym
miał zaraz dostać zawału. Byłem nikim. Byłem nikim, bo uderzyłem dziewczynę.
Byłem śmieciem, byłem idiotą. Cholernym idiotą. Ciotą, frajerem. Byłem i już
miałem zostać, bo to uczucie z pewnością już nie odejdzie.
Bezimienna spojrzała na mnie ze
smutkiem i pchnęła w stronę korytarzyku. Chwyciła szybko swoje buty i nadal
ciągnąc mnie za sobą otworzyła drzwi frontowe.
- Będę rano! – rzuciła przez
ramię.
- Jakie mi kurwa rano! Kurwa mać!
- Natalia dzisiaj robi obiad,
jadę na wycieczkę z klasą – skłamała szybko. Zatrzasnęła za sobą drzwi i nawet
nie odwracając głowy, puściła się biegiem, wciąż trzymając mnie za rękę.
Potykając się i uderzając o
odsłonięte stopy, dotrzymywałem jej kroku, wciąż czując na ręce dotyk jej
delikatnej skóry. KURWA!
Przystanęliśmy dopiero na plaży.
Rzuciła buty na piasek i opadła tuż koło nich, wlepiając spojrzenie w morze.
- Czemu mi nie powiedziałaś? –
spytałem z wyrzutem.
- A ty? A ty nigdy mi nic nie
mówisz – prychnęła.
- To co innego! Jak możesz
mieszkać z tym skurwysynem! – wrzasnąłem, ciskając glanami o piach. Nie odpowiedziała
mi, usilnie patrząc w dal.
Złapałem głowę w obie dłonie i
zacząłem ją z całej siły szarpać. Chcę zniknąć! Chcę tylko zniknąć! Rozpłynąć
się, przestać czuć. Zniknąć, zamilknąć. Zamknąć oczy.
Przestać być idiotą! Przestać być
tym, kim jestem.
- Kurwa! – opadłem obok niej i
wyłożyłem się na plecach.
- Wiesz, w pewien sposób mi go
przypominasz – powiedziała cicho.
- To chyba nie był komplement –
burknąłem, wykręcając szyję tak, by na nią spojrzeć. Uśmiechnęła się smutno i
pokręciła lekko głową.
- Chyba nie.
- Przepraszam.
- Słucham? – zdziwiła się, patrząc
na mnie z niedowierzaniem.
- Za ten cios. Niechcąco.
- Ahh. Nie ma sprawy. Bywało
gorzej – machnęła ręką, dając mi do zrozumienia, że to koniec tematu.
Jednak to wcale nie był koniec,
to był dopiero początek.
~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~~
No dobra, ten jest trochę *za*długi. Miał być jeszcze dłuższy, ale stwierdziłam, że przeniosę akcję na inny rozdział ;__;
Trochę tu brak Bianci, ale w najbliższym rozdziale się pojawi.
A sam rozdział we wtorek/środę.
Czytasz = skomentuj, będzie miło :D
super rozdział, który sprawił, ze jeszcze bardziej nie mogę doczekać się następnego. Błędów strasznych nie widzę więc jest ok ♥
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Co za debil jak ona z nim wytrzymała?!
OdpowiedzUsuńA mówisz o Jaydenie, czy o kim? :D
Usuńfajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://nowe-opowiadanie.blogspot.com/
Ten rozdział wywołał we mnie Weltschmerz. Z jednej strony w końcu dowiedziałam się, czemu Bezimienna jest taka smutna i nieszczęśliwa. Wcale jednak się z tego nie cieszę... Czy ten skurwiel, to był jej ojciec? Jeżeli tak, to dziwię jej się, że nie uciekła z domu. I nie mam tutaj na myśli tego, że uciekła i wróci rano, lecz ucieczkę na zawsze.
OdpowiedzUsuńJeżeli zaś chodzi o Jaydena, to przykro mi z powodu tego ciosu. Rozumiem, dlaczego Bezimienna stanęła przed jego pięścią, jednak to tylko pogorszyło już i tak beznadziejne samopoczucie chłopaka. Szkoda, że nie dał tamtemu facetowi nauczki. Zasłużył na nią. A nawet o wiele więcej.
Kim jest Natalia? Siostrą Bezimiennej? Jeżeli tak, to chyba jest też powodem, dla którego dziewczyna nie odeszła dotąd z domu. W końcu mogłaby zamieszkać w internacie. Jak reszta.
Porównanie Jaydena do oprawcy Bezimiennej mnie zabolało. Bardziej niż jakakolwiek wcześniejsza scena w tym rozdziale. W ogóle w całym tym blogu...
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam!
P.S. Nie chce mi się czytać tego komentarza, a jestem pewna, że napisałam go bez ładu i składu. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że jestem po czterech godzinach matematyki, więc już z lekka nie kontaktuję z rzeczywistością... Dlatego przepraszam jeśli pieprzyłam ;)
O rany czterech matematyk to ja bym nie wytrwała. W połowie chyba bym padła i udała padaczkę, albo inną cholerę :D
UsuńA sprawa Bezimiennej nie jest jeszcze całkowicie rozwiązana c;
Pozdrawiam!
spoko rozdział
OdpowiedzUsuńŚwietny blog i ogólnie świetna fabuła :) Cieszę się ,że tu trafiłam i nie mogę się doczekać NEXT :) Zapraszam do mnie : http://smileeverydayandlive.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNie spodziewalam sie takiej akcji! Juz wiem, co jest zrodlem okaleczania sie Bezimiennej. Miedzy nią a Jaydenem mogloby zaiskrzyc, ale powiem cos, co wiekszosci osobom sie nie spodoba: Jayden nie zasluguje na Bezimienną, ktoraa jest dobra, mila i ma czyste serducho. No i terror w domu. Co za cham! No kurde!
OdpowiedzUsuńA Jaydena mi szkoda za to, ze ja uderzyl. Niech on pokaze Bezimiennej, ze nie jest taki nieczuly. Bo na jej miejscu to bym sie trzymala od tego chlopaka z daleka. Nie daje jej szansy sie poznac i odkryc swojej dobrej strony.
Bianci troche brak :P
Gdyby rozdzial mial nawet 80 stron w wordzie, to bym sie cieszyla, bo mega wciagajacy. Jeszcze troche i osiagniesz poziom zawodowca!
A potem pojde do empiku w strone regalu TOP 20, gdzie lezy ksiazka autorki Kwas i wybiore sobie cos do czytania.
pozdrawiam, Nestia :)
ps. przepraszam za chaos i brak polskich znakow
Masz bardzo optymistyczną wersję wydarzeń! :C też bym chciała swoją książkę w empiku! *w*
UsuńAle popieram Cię, Jay nie zasługuje na Bezimienną i tyle :/
To normalne, że jak czytam komentarze to śmieję się jak głupia? Jak nienormalne, to trudno :D
Ściskam! c;
Spokojnie, to normalne :P
UsuńJayden chyba wpadł po uszy, co? Nie spodziewałam się tego, przyznaję. Ma dość trudny charakter i chyba to mnie intryguje; z zewnątrz oschły drań, ale w środku dobry chłopak. Uderzył dziewczynę, to poczuł się jak frajer, jak ciota. Naprawdę, świetnie wykreowałaś Jaydena, za to cię uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńOgólnie cały rozdział był Jaydenowski, a ja raczej jestem zwolenniczką Bianci, Arii i Piotrka, więc fragenty o nich mogłabym czytać o nich godzinami, ale tutaj o dziwo, bardzo mi się podobało! Mam nadzieję, że to nie przez przemoc, jaką tutaj opisałaś, bo wyjdę na jakąś... ah nie wiem.
Szkoda mi trochę tej dziewczyny; nie lubię takich gburów jak jej ojciec, na jej miejscu to bym uciekła jak najdalej od niego.
Oj, Kwasek, wiesz, że cię kocham? Mimo, że cię nie znam, otwarcie to mówię: loffffciam cię! Za ten blog <3
Zaczynam paplać o głupotach, ale z chęcią podzielę się moją nową fabułą na temat twojego opowiadania (kopiuję z komentarza na własnym bloga, ah ta ja XD):
-Pieprzyć cienie i inne stwory, a Biancę i Piotrka zamknąć w izolatce, aż zrozuemiją, że są sobie przeznaczeni,
Buziaki
MAdi.
Madi, Madi, Twoje komentarze zawsze wywołują uśmiech <3
UsuńHahah leżę <3 Ja Cię też uwielbiam za komentarze i w ogóle, całokształt! ;3
W psychiatryku wszystkich umieścić i w kaftany wsadzić! Idealna fabuła dla Kwasa hahah <3
Ściskam <3
Jak na razie to zdecydowanie najlepszy rozdział. Są tu dwie moje ulubione postaci, także jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńA więc zgadłam, że Ewelina to właśnie Bezimienna. Podoba mi się, że Jayden postanowił prosić ją o pomoc. Zdecydowanie potrzebuje kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać, a Ew wydaje się być odpowiednią osobą. Poza tym coraz wyraźniej widać, że tych dwoje ma się ku sobie i będę mocno trzymać kciuki, żeby w końcu byli razem!
Bezimienna ma trudne życie. Nikt nie chciałby mieszkać z ojcem tyranem. Bardzo mnie cieszy, że Jayden postanowił stanąć w obronie dziewczyny. Przez chwilę w niego zwątpiłam i myślałam, że wyskoczy przez okno. Może i uderzył Ewelinę, ale zrobił to przypadkowo, z jej winy.
I ten monolog o sensie życia... Bardzo mi się spodobał. Bardzo podobny zamieściłam w swoim poprzednim opowiadaniu "Koszmarze na jawie". Bo rzeczywiście, jeśli patrzeć na życie pesymistycznie, to polega ono tylko na nauce w celu zdobycia pracy, która ma zapewnić pieniądze na emeryturę potrzebną, by w spokoju umrzeć. Współczuję ludziom, którzy właśnie w ten sposób postrzegają świat.
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
b-u-n-t
Uwielbiam rozdziały Jaydena. Szczególnie dlatego, że nie jest słodkim chłopcem, a wręcz przeciwnie. I jeszcze za to jego czarne poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńOn i Ewelina, hmm, połączenie doskonałe! Oby więcej takich rozdziałów :)
"Nie ważne ile masz siły, a ile zapału, żeby walczyć." Ah, piękne słowa, na pewno zapamiętam.
pozdrawiam ciepło :*
dosc pozno tu dotarlam, bo na ten blog na ktorym sie zareklamowalas zadko wchodze, bo poprostu nikt nie komentuje, ale mam taki odlamek czasu, wiec przeczytalam i piszesz bardzo fajnie, ale malo ogarnialam, bo pewnie duzo mnie ominelo, z checia bym to nadrobila, ale niestety nie mam na to czasu przez nauke i test gimnazjalny. Jednak bedzie mi milo jak ty zostawisz cos po sobie u mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze weny
Czyżby Jayden znalazł bratnią duszę ;) kartka świetna, na pewno jedna z moich ulubionym :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;3 dopiero zaczynam
http://kroniki-polkrwi.blogspot.com
O ja..... *O* Ja ci powiem... S U P E R twój blog, twoje opowiadanie jest ZAJEBISTE !
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i jestem w szoku. Piszesz... tak AGHSFALSKHSAS *O* Dodaję twojego bloga do polecanych <3 A gdzie są obserwatorzy co?? :( Możesz mnie informować o nowych notkach ? Zależy mi aby nie przegapić kolejnej, a nauka, zajęcia pozalekcyjne, obowiązki :/
Po prostu powaliło mnie na kolana. Ten Jayden taki chamski ale i też uroczy :D
Trochę mi tępo przyspieszyło czytając o tej akcji z ojcem Bezimiennej :/
Ale opowiadanie jest po protu BOSKIE <3
Czekam na kolejny ! Pozdrawiam i życzę weny <3
Zapraszam do siebie. Mam nadzieję że napiszesz opinię o rozdziale i dasz mi kilka wskazówek :D http://there-is-nothing-to-lose-just-died.blogspot.com/
Hejo;*
OdpowiedzUsuńJezu ten rozdział wyjątkowo złapał mnie za serce,po prostu...normalnie brak mi słów,jak na razie jest moim ulubionym,strasznie mi się spodobał po prostu piękny!.Jeydan jest niesamowity!,jak czytałam jak schodzi po tych schodach i ma zamiar udeżyć jej ojca,to zabrakło mi mowy.Ma u mnie dużego plusa za ten gest,nie ważne że przez przypadek uderzył przy tym dziewczynę,znaczy ważne,nawet bardzo.Ale to jak się obwiniał za to co zrobił w jakiś sposób go usprawiedliwia,może to i lepiej że jego ojciec go nie zobaczył.Bezimiennej mogło by się jeszcze bardziej oberwać.Mimo to zachował się bardzo dojrzale.
Oni powinni się trzymać razem,ona go w jakiś sposób pociesza,strasznie mi jej żal,teraz już wiem że niesamowicie dużo w życiu przeszła.Jestem pewna że zostaną przyjaciółmi,bardzo dobrze się rozumieją,a Jeydan na prawdę w jakiś tam sposób ma w niej wsparcie.
Jak mówiłam rozdział jest po prostu moim ukochanym,zachowanie chłopaka serio ścisneło mi serce,nie rozumiem czemu tak nisko się ocenia.Genialne,dobra robota!.Serdecznie pozdrawiam.Całuję<3
Alice~~^^
PS:Zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
Jezuuuu tak cię przepraszam, nie wiem co napisać. Nie mam weny nawet na komentarz! Moje opoeiadania leżą i kwiczą. A ja nie umiem napisać nawet koma.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny. Idę czytać dalej, bo na serio masz talent i ta historia jest świetna.
Jeszcze raz przepraszam :( to nie tak że mi się nie chce, bo chce, tylko nie wiem jak. Ale to tylko moja wina...
Byłam przekonana, że skomentowałam ten rozdział, ale jak widać albo zapomniałam nacisnąć to głupie "Opublikuj" albo po prostu się nie dodał;/No nic. W ogóle chciałam Cię strasznie przeprosić, że tyle mnie tu u Ciebie nie było. Szkoła, nauka, zaległości na wielu blogach i tak mi się jakoś uzbierało. Ale wiedz, że pamiętam o Tobie cały czas i na pewno dostaniesz pod każdym rozdziałem komentarz ode mnie, bo nawet jak nie ma mnie tu ciałem, to jestem duchem i kiedyś na pewno znajdę czas by to wszystko nadrobić. Proszę tylko o trochę cierpliwości i mam nadzieję, że Ty też o mnie nie zapomnisz;)
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Jayden coraz bardziej przywiązuje się do Bezimiennej z czego się bardzo cieszę. Sam fakt, że szukał u niej pomocy i jako jedynej- zwierza się jej bardzo dużo znaczy. Poza tym te wstawki, o jego reakcjach na różne zachowania i ruchy dziewczyny, jednoznacznie wskazują, że coś jest na rzeczy. A co do ojca, już chyba wiadomo dlaczego ona jest taka zamknięta w sobie. Mieszkać z takim brutalem to chyba koszmar... Jayden chciał dobrze, chciał ją obronić, no ale... niestety wyszło na odwrót. Z jednej strony śmieszna sytuacja, wpieprzył jej od tak:D Ale z drugiej.. Nie dziwię się, że ma wyrzuty sumienia. Chyba Jayden ma spore problemy z agresją. A tekst dziewczyny, że przypomina jej ojca, powinien dac mu do myślenia. Jestem strasznie ciekawa kolejnego rozdziału!:*
I mam nadzieję, że ten komentarz się doda;/