Minął jeden dzień, drugi i nagle
zastał mnie czwartek.
W przeciągu tego czasu zaczęłam
bardzo się martwić o Jaydena. Stał się dziwny, bardziej niż normalnie. Czasem
omijał zupełnie pusty kawałek podłoża szerokim łukiem, łypiąc na niego ze
zgrozą. Nieraz już odwracał się gwałtownie i rozglądał wkoło z uwagą, strasząc
przy tym każdego w pobliżu. Ostatnio nawet mamrotał sam do siebie. Najczęściej
to był zupełnie nieobecny umysłem. Patrzył niewidzącym wzrokiem w przestrzeń, a
jeśli znajdował się duchem i ciałem w jednym miejscu, to łypał na każdego spode
łba i stał się bardziej milczący niż zazwyczaj.
Z Arią i Piotrkiem sprawa nie
posunęła się na przód. Ich zachowanie wróciło do wcześniejszego stanu. Teraz wytykałam sobie,
jaka byłam głupia i ślepa. Nie zauważałam ich dziwnych zachowań, nie
zwracałam uwagi na te spojrzenia... Głupia Bianca!
Naciągnęłam na głowę sweter i
poprawiłam włosy splątane w luźnego koka. Noce robiły się coraz chłodniejsze.
Teraz nawet w dzień za żadne skarby nie wskoczyłabym do morza. Jesień już
zdążyła zawładnąć całą Polską.
Zerknęłam jeszcze na pogrążoną we
śnie Arię i wymknęłam się z pokoju.
Korytarz o zmroku wydawał się
taki pusty i cichy. Ciarki przebiegły mi po plecach na myśl, co może czaić się
w cieniu. Mój oddech wydawał się zbyt głośny, a bicie spłoszonego serca
niedługo zacznie toczyć się echem po całym internacie, w każdym razie miałam
takie wrażenie.
Przemknęłam na palcach w stronę
schodów, drżąc z zimna i strachu. Nieszczególnie podobało mi się to skrzypienie
podłogi pod nogami, a tym bardziej skowyczenie wiatru za oknami.
Truchtem pokonałam drogę do
pokoju chłopców i wparowałam do środka, jak zawsze bez pukania. Na szczęście
nigdy się nie zamykali.
Jednak kiedy rzuciłam się na
łóżko Jaydena, poczułam jakiś brak. Brak czego? Rozglądnęłam się wkoło ze
zdziwieniem i przesunęłam dłonią po pościeli. Brak właściciela!
Poderwałam się w mig do pionu i z
przerażeniem kręcąc głową na boki zaglądnęłam do łazienki. Pusto. Okna
wszystkie zamknięte... brak kurtki, butów...
Swoją szamotaniną obudziłam
Piotrka.
- Co ty tu robisz? – wydusił po
chwili, przecierając oczy. Z zażenowaniem zauważyłam, że nie śpi w koszulce.
Cholera.
- Gdzie jest Jayden? – spytałam
szybko, odwracając wzrok.
- Śpi – mruknął i opadł na
poduszki. Fagas, nawet nie zauważył, że mu współlokatora wcięło!
- No bez jaj – warknęłam, mocno
już zdenerwowana. – To jakaś wasza gierka, czy tak? Poszedł na fajkę? Mówił ci
coś?
- Kobieto, ogarnij się Jayden
nigdzie nie... gdzie jest Jayden?
- Nie wiem! – burknęłam,
załamując ręce. Zajrzałam nawet pod łóżko, chociaż panicznie bałam się dostrzec
cokolwiek odbiegającego od normy. Zniknął.
- Może zaraz wróci – odparł
Piotrek, wygrzebując się spod kołdry. Zerknęłam na niego i od razu odwróciłam
wzrok. Mógłby przestać paradować roznegliżowany?
Usiadłam na łóżku brata i oparłam
głowę o ścianę.
„Gdzie ty się podziałeś, Jay?”
~***~
Jayden
Biegłem.
Miałem wszystkiego dość. To
wróciło, szaleństwo wróciło i już nie było odwrotu.
Chciałem wrzeszczeć, bić, zadać
ból, nie czuć nic. Tymczasem byłem cholernym kłębkiem emocji. Plątaniną uczuć,
słów, wspomnień. To, co gnieździło się we mnie z rykiem rozszarpywało wszystkie
wnętrzności. Jednak nie czułem nic, tylko psychiczne ćmienie.
Chciałem cierpieć fizycznie.
Moje nogi bez trudu pokonywały
kolejne metry, mierząc się z silnymi tchnieniami wiatru. Gdzie byłem? Czy to,
co widzę jest realne, czy to tylko iluzja?
Niebo barwiło się na zielono,
plącząc się z tęczowymi smugami. Jakie było wcześniej, gdy było normalnie?
Droga wydawała się bez przerwy
wydłużać, oddalając mnie od celu. Celu? Dobre sobie! Moim celem była ucieczka.
Przed głosami, przed halucynacjami, przed tą wszechogarniającą nieufnością do
każdego istnienia.
Biec, biec, biec. Nie przestawać.
Uciec, zniknąć.
Umrzeć.
Droga asfaltowa była zupełnie
pusta o tej porze. Nie minąłem ani jednego samochodu, chociaż tak bardzo
pragnąłem wpaść pod koła, wyłożyć się na ziemi i zasnąć. W ciszy.
Drzewa rosnące po obu stronach
szosy wyciągały do mnie swoje gałęzie, trzeszcząc przy tym głośno. Wciąż
powtarzałem sobie, że to iluzja. To tylko sztuczki. To się nie dzieje.
Nagle przystanąłem, choć nie
czułem takiego zmęczenia, jakiego chciałbym doświadczyć. Obróciłem powoli głowę
i ogarnąłem wzrokiem trasę, którą pokonałem. Większość tonęła w mroku, między
drzewami, gdzie światło półkolistego księżyca nie sięgało.
Już nie biegniesz Jay?
Zmęczyłeś się?
Ej Jayden, nawet do tego się nie nadajesz! CIOTA! Hahaha.
Patrzymy na ciebie.
Widzimy cię.
A ty widzisz nas Jay?
Podejdziesz do nas?
- Spierdalać! – wydarłem się,
chwytając głowę w obie dłonie. – Won z mojego umysłu!
Hahaha, głupiutki Jay.
Naiwny.
Niemądry.
Słaby.
Taki słaby.
Bezbronny Jay.
Otwórz oczy, przywitaj się z nami.
Otwórz oczy, Jay! Hahaha, nie chcesz się przywitać z kumplami?
Jay!
Frajerze! Hahaha, frajerze!
„Gdybym była motylkiem, to mogłabym latać? Wznosić się do nieba i jak
biedronki przynosić kawałek chleba? Jay, jak biedronki przenoszą ten chleb?”
- KURWA! – wydarłem się, opadając
na kolana i waląc rękami o chłodny asfalt. – Kurwa. Kurwa! Spierdalać!
Na rękach pojawiła się krew od
otarć, ale nie zwracałem na to uwagi, nadal szorując nimi o chropowatą
nawierzchnię.
Już tak się nie popisuj, Jaydenku.
„Opowiedz mi o sobie, a dowiesz się o mnie.”
Frajer! Skończona ciota!
Nadajesz się tylko na śmierć!
Nikomu na tobie nie zależy, rozumiesz?!
Nikomu!
Wszyscy cię nienawidzą!
Nienawidzą cię Jayden!
Lepiej będzie jak odejdziesz!
Jak znikniesz.
Zniknij.
Miałem wrażenie, że głowa zaraz
eksploduje mi od nadmiaru głosów. Skronie pulsowały, a serce szybko tłoczyło
krew rozpalając ogień w żyłach.
Oparłem czoło o drogę i zagryzłem
usta do krwi.
Jesteś ciotą, Jaydenie.
Nie potrafisz zmierzyć się z samym sobą.
Hahahah, ciota!
- Spierdoliłem sobie życie –
jęknąłem, wbijając paznokcie w kark. – Spierdoliłem je do końca.
Nie ruszyłem się nawet, kiedy na
drodze pojawiły się długie snopy światła, osnuwające moją skuloną sylwetkę. Nie
czekałem długo, aż rozległ się dźwięk klaksonu i krzyk przerażonego kierowcy.
Zacisnąłem oczy.
Tchórz.
Tchórz, Jayden.
- Do widzenia – szepnąłem,
przygotowując się na ból.
~***~
Bianca
Minęła godzina, druga, trzecia.
Nie wracał. Do oczu cisnęły mi się łzy, a warga drgała niebezpiecznie. Chciałam
zadzwonić do matki, ale jak nic obsmarowałaby mnie za nieludzką godzinę. Poza
tym, jeśli wróci, nie chciałabym mu robić awantury ze strony rodzicielki.
Na razie jednak go nie było, a
wszystkie moje myśli sprowadzały się do jednej: „jeśli wróci”. Kołysałam się w
przód i w tył, jakbym dostała choroby sierocej. Podświadomie czułam, że grozi
mu niebezpieczeństwo.
Nie chciałam wracać do swojego
pokoju. Wolałam zaczekać na Jaydena. Jednak tutaj był Piotrek, przy którym nie
chciałam się rozpłakać. Wyszłoby, że jestem okropnym mazgajem. Przecież
ostatnio też wylewałam łzy strumieniami. Słaba Bianca.
- Powiesz mi chociaż co się dzieje
między tobą, a Arią? – spytałam cicho, nie przerywając kiwania. Chciałam
zagłuszyć okropne myśli, które pałętały się po mojej głowie i szeptały do ucha
nieprzyjemne wersje wydarzeń.
- Nie odpuścisz? – westchnął,
przecierając ręką twarz. Siedział na swoim łóżku, nadal bez koszulki.
Oczywiście nie mógł się ubrać, jak na człowieka cywilizowanego przystało.
Postanowił mnie dodatkowo zdołować.
- Chcę po prostu wiedzieć.
- Jeśli ktoś ma ci o tym
powiedzieć, to Aria – powiedział. Wypuściłam gwałtownie powietrze i spuściłam
głowę. Czego się spodziewałam? Opowieści od A do Z pełnej śmiechu i radości,
którą mogłabym zbagatelizować w swoim umyśle i zająć się innymi sprawami?
Spodziewałam się w ogóle, że mi ją opowie? Bzdury! Jednak poczułam ostry ból, a
pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Gdzie jest mój brat? –
szepnęłam łapiącym się głosem. Otuliłam ramionami nogi i oparłam na nich
podbródek.
Co za beznadziejna bezsilność!
Nienawidzę tego! Nienawidzę być mazgajem, nie chcę nim być. Jednak jak panować
nad skrajnymi emocjami?
Piotrek dosiadł się do mnie i
objął ramieniem przyciskając do siebie. Znów przemknęło mi na myśl, że powinien
się ubrać, jednak odpędziłam ją szybko od siebie.
- Nie jest głupi – zaczął. Gdybym
była w nastroju przerwałabym mu śmiechem. Właśnie o to chodzi, że jest. –
Poradzi sobie, cokolwiek ma zamiar zrobić.
No nie. Bardziej dobijających
słów nie mógł wymyślić?! Specem od pocieszania to raczej nie jest! Przynajmniej
ma urodę, bez niej zero szans!
Ma zamiar się utopić. Ma zamiar
zostać psychopatą. Ma zamiar być kleptomanem na większą skalę. Ma zamiar się
udusić. Ma zamiar nie wrócić. Ma zamiar mnie zostawić.
Żal ścisnął mi gardło i nie
pozwolił wykrztusić ani słowa. Nieporadnie zaczęłam wycierać łzy, które obmyły
całe moje policzki.
Piotrek ujął moją brodę w dwa
palce i uniósł ją lekko. Mogłabym się teraz spalić ze wstydu. Wyglądałam jak
rozmazany burak z tymi napuchniętymi oczami i mokrą twarzą.
- Nie martw się – szepnął. Mógłby
dodać do tego jeszcze „wszystko będzie dobrze”. Genialny tekst, naprawdę. Po
nim zawsze wszystko układa się w niesamowicie banalną bajkę, a książę i
księżniczka odjeżdżają na białym rumaku w stronę zachodzącego słońca i żyją
długo i szczęśliwie. BZDURY!
Otarł kciukiem mój policzek i
uśmiechnął się pocieszająco. Jego oczy wydawały się niesamowicie błyszczące, a
płynąca z nich dobroć i wsparcie wręcz mnie podbudowały. Patrzyłam na niego jak
na obrazek i trochę mnie to przerażało. Badałam wzrokiem jego rysy szczęki,
nos, brwi, policzki i lekko rozchylone usta. Nie wiem, czy zauważył, ale na
całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a przyjemny dreszczyk przebiegł po
plecach. Zadrżałam z emocji i zupełnie nie panując nad sobą przybliżyłam do
niego twarz.
Uśmiechnęłam się lekko ze
zdenerwowania, bez przerwy zmniejszając odległość. Przez moją głowę przeszedł
nagły wrzask, żebym przestała i się opanowała, jednak za późno. Nasze usta
złączyły się, a ja poczułam wszechogarniające ciepło. Zamroczyło mi mózg i
ukoiło skołatane nerwy.
Byłam jednocześnie wysoko w górze
i opadałam niczym kamień na dno oceanu uczuć. Przestanę sama sobie stwarzać te
cholerne problemy? Czy to już będzie śledzić mnie do końca życia?
Pogłaskałam palcami policzek
Piotrka, kiedy oddał pocałunek i wplątałam dłoń w jego włosy. Przyciągnął mnie
bliżej siebie i objął w pasie, a jego nagi tors muskał moją rozpaloną żywym
ogniem skórę.
Unosiłam się i opadałam. I nie
powiem, że wszystko nagle przestało mieć znaczenie, bo zeszło jedynie na drugi
plan, a w mojej głowie kotłowała się jedna myśl: „co dalej?”.
Odsunęliśmy się od siebie.
Spuściłam wzrok, byleby nie widzieć jego miny i wbiłam go w swoje ręce.
- Przepraszam – mruknęłam i
zsunęłam się z jego kolan, na których jakimś cudem wylądowałam.
- Cześć. Przeszkodziłam? – w
drzwiach stała Aria. Miała na sobie luźną bluzę i spodnie od pidżamy. Patrzyła
na nas badawczym wzrokiem, przerzucając je z jednego na drugie. Nie wiem czemu,
ale pod wpływem jej obecności poczułam się cholernie winna.
- Nie – odparł Piotrek wstając i
podchodząc do szafy.
- To dlatego tak zawsze znikasz w
nocy? – spytała dziewczyna.
- Co? Nie! – jęknęłam, kręcąc
gwałtownie głową.
- Nie kłam – burknęła zimno Aria.
Serce podeszło mi do gardła słysząc ten ton. Tak bardzo winna.
- Nie czepiaj jej się. Przychodzi
do Jaydena – powiedział Piotrek, wkładając koszulkę i rzucając Arii karcące
spojrzenie.
- Jakoś go tu nie widzę –
prychnęła.
- No i w
tym sęk. Zniknął.
~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~
Zdecydowanie NIE lubię tego rozdziału.
Zna ktoś film/książkę podobną do "Charlie"? c;
Zamroczenia umysłowe, narkotyki, śmierć. Coś w tym stylu ;D