Dzień był słoneczny. Ciepłe
promienie smagały nasze ciała, kiedy wylegiwaliśmy się w trójkę na plaży. Lato
trwało w najlepsze, chociaż niechybnie zbliżało się ku końcowi. Brak tłumów na
głównej plaży był na to najlepszym dowodem.
Na sobotni dzień zajechaliśmy
autobusem do najbliższego miasteczka nad samym Bałtykiem. Droga nie trwała
długo, pół godziny szybko zleciało w tak dobrym towarzystwie.
- Nasmarujesz mi plecy? Spalę się
zaraz na tym słońcu – sapnęła Aria, wygrzebując z torby filtr. Patrzyła przy
tym na Piotrka, leżącego po jej prawej stronie.
- Sama sobie nasmaruj – mruknął,
leniuchując do góry brzuchem. Ręce zatknął za głowę, a twarz przykrył książką.
Był w samych spodenkach do pływania. Chcąc nie chcąc moje spojrzenie zatrzymało
się na jego opalonej klatce piersiowej. Nie była może ona perfekcyjnie
wyrzeźbiona, jednak miała w sobie pewien urok. Piotrek nie był chuchrem,
chociaż do grupy macho się nie zaliczał. Był um...
- Bianca, ej! – szybko odwróciłam
wzrok, czując jak moją twarz rozpalają dorodne rumieńce. – Posmarujesz mnie,
czy nie?
- Już, już – bąknęłam
zawstydzona, biorąc od niej krem. Kątem oka zauważyłam, że Piotrek uśmiecha się
wesoło pod książką. Uh, nie widział mojego wzroku, prawda? Błagam, nie
widział!
Aria nie powiedziała nic więcej,
tylko zgromiła mnie spojrzeniem i siedziała naburmuszona przez kilka chwil.
Rozsmarowałam krem dokładnie na jej plecach i oddałam filtr. Nadal czułam, że
pieką mnie policzki.
Pozwoliłam sobie jednak na jedno,
szybkie zerknięcie. Właśnie się podniósł do pozycji siedzącej. Zamknął książkę,
po czym nasze spojrzenia się zetknęły. Uśmiechnęłam się lekko i zerwałam
kontakt wzrokowy.
- Wchodzimy do wody? – spytałam.
- Dopiero się posmarowałam! – Aria
posłała mi spojrzenie typu „weź się w tej wodzie utop”, przez co wyszczerzyłam
się radośnie. – Z resztą, walić to.
Podniosłyśmy się z ręczników i
zaczęłyśmy biec do morza.
- O ile zakład, że będzie bardzo
zimna?! – wrzasnęłam, jeszcze zanim dotknęła mnie pierwsza fala.
- Ale ja wiem, że będzie! –
odkrzyknęła mi Aria. Piszcząc, śmiejąc się i krzycząc, wbiegłyśmy w lodowatą
taflę wody. – Ziiiiiimna! – zawyła, szczękając zębami.
Chwyciłam ją za rękę i
pociągnęłam dalej. Byłyśmy już zanurzone po pas, kiedy dołączył do nas Piotrek.
Zaczął ochlapywać nas wodą, przez co nie obyło się bez wrzasków i narzekań.
Byłam już porządnie zmoczona,
kiedy Aria zaczęła brnąć w stronę brzegu.
- Odłożę okulary! – krzyknęła do
mnie. Pokiwałam głową i nie zdążyłam się zakryć, kiedy nowa porcja wody zalała
całą moją twarz.
- Piotrek! – wrzasnęłam
niezadowolona, przecierając oczy. Ten tylko śmiał się w najlepsze,
przygotowując się do kolejnego ataku. Tym razem byłam szybsza, umknęłam
kolejnej fali i rzuciłam się na niego z wyciągniętymi rękami. Pchnęłam go z
całej siły w morską toń, jednak utrzymał się na nogach i nawet nie drgnął.
Uśmiechnął się diabelnie i ścisnął moje dłonie tak, że nie mogłam nimi ruszyć.
- To nie fair! – zaoponowałam,
próbując się wyrwać. Bez skutku, nadal tkwiłam w żelaznym uścisku.
- Hmm, co by teraz z tobą zrobić
– zastanowił się. – Utopić trochę szkoda, jeszcze się przyda.
- No dzięki! Nie wiem czy miał
być to komplement, czy obraza...
- Raczej komplement. Za ładna na
śmierć – odparł, mrugając do mnie łobuzersko.
- Będziemy dalej prowadzić tą
bezsensowną konwersację, czy przejdziemy do czynów? Chcę już mieć to za sobą –
zakpiłam, wywracając ostentacyjnie oczami. Piotrek wziął sobie do serca moje
słowa i bez chwili zwątpienia, zaatakował. Chwycił mnie w talii i podniósł w
górę, chcąc pewnie wyrzucić gdzieś w głębinę. Jednak objęłam go w pasie nogami,
a uwolnione ręce zacisnęłam na ramieniu.
- Puść mnie, puść mnie, puść
mnie, puść! – zawyłam, wbijając mu w skórę paznokcie.
- Ej spokojnie, bo jeszcze dzieci
z tego będą! – zaśmiała się Aria, brnąc w naszym kierunku. Na jej twarzy kwitł
wesoły uśmiech, który nie objął oczu. Patrzyła na naszą dwójkę takim dziwnym
wzrokiem pełnym... nie, musiało mi się to przewidzieć.
- Pomóż mi! – krzyknęłam, jednak
nie kwapiła się zbytnio do tego. Nawinęła na palec swoje różowe ombre i udając
zamyślenie, postukała się palcem po brodzie.
- Nie, nie sądzę, aby to było
potrzebne – odparła.
- No dzięki! Najlepiej to tak
zostawić, co nie?
- Oj daj spokój, co on może ci
zrobić? – parsknęła Aria, wreszcie do nas dołączając. Postukała Piotrka po
ramieniu i uśmiechnęła się zawistnie. – Użyj trochę siły, co?
- Jestem po prostu za gruba! Te
wszystkie czekoladki robią swo... oooooo! – moje słowa przerodziły się w krzyk,
kiedy przez parę sekund szybowałam w powietrzu. Wpadłam do wody na plecy,
rozbryzgując dookoła lodowate kropelki.
Kiedy tak opadałam, poczułam jak
po moich plecach przechodzą ciarki. Coś zakleszczyło swoje szpony na moim
nadgarstku i szarpnęło z ogromną siłą. Poczułam jak mimowolnie zaczynam płynąć,
ciągnięta przez to... coś.
Chciałam wrzasnąć, ale bałam się
wypuścić powietrze z płuc. Mogłam nie mieć już szansy by wypłynąć na
powierzchnię. Miotałam się jak w amoku, na oślep uderzając ręką, byleby pozbyć
się „tego czegoś”. Bałam się otworzyć oczy i ujrzeć to, co zobaczyłam wtedy w
pokoju.
Płuca zaczęły mnie boleć, w
głowie z każdą chwilą narastał przeciągły pisk, a moje ruchy stały się
wolniejsze i mniej pewne. Nie chcę tak umierać. Proszę, naprawdę nie chcę tak
umierać.
Musiałam zaczerpnąć powietrza.
Otworzyłam usta, zdecydowana zakończyć to szaleństwo, kiedy jakieś ręce
otoczyły moją talię i pociągnęły zdecydowanie w górę. W górę, do światła, do
powietrza. Niżej, niż tam, gdzie jeszcze przed chwilą myślałam, że trafię.
Z chwilą, gdy unieśliśmy się nad
powierzchnią, zaczerpnęłam ogromny haust tlenu. Łapałam go łapczywie, cały czas
mając wrażenie, że w jednej chwili „to coś” może mnie znów pociągnąć w dół.
- Wszystko w porządku? – dobiegł
mnie stłumiony głos.
- Ale nas nastraszyłaś!
- Bianca?
Pokręciłam pomału głową, stając
już na własnych nogach. Przetarłam oczy, rozejrzałam się wkoło i wrzasnęłam,
kiedy coś otarło się o moją stopę. To glony. Na pewno, nie ma się co martwić.
Jednak ruszyłam z krzykiem w
stronę brzegu, wciąż mając wrażenie, że znów wpadnę pod wodę i tym razem już z
niej nie wypłynę.
Poczułam się bezpiecznie dopiero
na plaży, owinięta w ręcznik i ciskająca naokoło przerażone spojrzenia. Aria i
Piotrek dołączyli do mnie chwilę potem. Dziewczyna zamknęła mnie w stalowym
uścisku.
- Boże, myślałam, że utoniesz! –
wrzasnęła nagle, z głosem pełnym wyrzutu. Nie przestając mnie dusić,
kontynuowała. – Poszłaś na dno jak kamień! Nie umiesz pływać, czy co?! Nie
strasz mnie tak więcej! Jeśli to zrobisz, to własnoręcznie cię utopię! Jak
mogłaś...
- Umiem pływać – zaoponowałam,
marszcząc brwi. Podniosłam rękę w górę. Na nadgarstku widniały czerwone ślady.
Piotrek, który usiadł po mojej drugiej stronie, patrzył na to bez słowa. – Coś
mnie złapało.
- Coś cię złapało? – prychnęła
Aria, unosząc lekko głowę. Spojrzała na moją rękę i zmrużyła oczy, widząc
czerwone ślady. – CO cię zaatakowało?
- To był Cień – powiedziałam bez
najmniejszej wątpliwości. Wpadło mi to do głowy dopiero, kiedy te słowa padły.
Zagryzłam wargę, podświadomie czując, że to prawda.
- Tutaj? Przecież to jest w
szkole! – zaoponowała Aria, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Zerknęłam na
Piotrka. Wpatrywał się w moją rękę, a na jego czole pojawiła się pionowa
bruzda.
- Chyba wybrało mnie na swój cel.
~***~
- Cześć Sophie! – przywitałam się
z udawanym entuzjazmem. Moja siostra wybrała sobie na telefon najmniej
odpowiednią porę. Jeszcze nie doszłam do siebie, po wydarzeniach na plaży.
Jechaliśmy właśnie autobusem w stronę kompleksu szkolnego.
- Mama mówi, że przyjedziemy do
was za tydzień! – krzyknęła mi do słuchawki, rozentuzjazmowana. – Stęskniłam
się już.
- Ja też, Phi. Jayden też tęsknił
i to bardzo!
- Naprawdę? – zdziwiła się
dziewczynka, po czym wybuchła wesołym śmiechem. – Wrabiasz mnie!
- No pewnie, że tak! Nie pytałam,
ale na pewno tęsknił. Zorganizujemy wolny czas na całą sobotę, Phi.
- Super! Lion chciałby cię zobaczyć – miała oczywiście na myśli naszego labradora.
- Mam nadzieję, że go tam nie
dusisz, co? – parsknęłam, a w słuchawce zapadła chwila ciszy. Wysiadłam właśnie
z autobusu i szłam tuż za Arią i Piotrkiem wzdłuż drogi.
- Nie. Nie duszę – powiedziała
Sophie dziwnym głosem. – Mama mówi, że muszę kończyć, jedziemy gdzieś.
- Trzymaj się tam, Phi. Do
następnej soboty!
- Bianca, pilnuj Jaydena. Pa! –
moja młodsza siostra rozłączyła się, a ja z dziwnym przeczuciem schowałam
telefon do kieszeni. Zanim jednak zdążyłam się zastanowić nad tym, co mała
miała na myśli, mówiąc żebym go pilnowała, ktoś zagrodził mi drogę. Ledwo
zdążyłam wejść na teren szkoły.
- Pewnie ty jesteś Easay, co? – przywitała
się niedbałym głosem. Przeniosłam wzrok na nią i pierwsze, co rzuciło mi się w
oczy, to ostry makijaż i blond-włosy ułożone w sztuczne fale.
- Taak, ja – przytaknęłam
niepewnie, a blondynka uśmiechnęła się zawadiacko. Jej wzrok na chwilę
powędrował ponad moim ramieniem i kiedy tuż koło mnie stanął Piotrek, jej twarz
rozjaśniła się.
- Psycholka?
- Pani psycholog – dziewczyna
wywróciła oczami, jakby było to coś oczywistego. Posłała Piotrkowi znaczący
uśmiech i odeszła, przesadnie ruszając biodrami. Dobra, w tym momencie to już
rzygałam tęczą.
- Gdzie ją znajdę? – krzyknęłam
jeszcze za nią. Odwróciła lekko głowę w moją stronę.
- Na korytarzu przy sali ze
sceną. Podobno twój brat ześwirował – zaśmiała się, jakby sam fakt sprawiał jej
ogromną radość.
Wymieniłam z Arią zdziwione spojrzenia
i nie czekając na nic, ruszyłam w stronę budynku „talentów”.
Drogę pokonałam praktycznie w
biegu, czując jak serce pomału podchodzi mi do gardła.
„Podobno twój brat ześwirował.
Ześwirował. Ześwirował. Hahaha”
Pokonałam schody przeskakując po
dwa stopnie i zdyszana wpadłam na właściwy korytarz. Na samym jego końcu
dostrzegłam pięć osób. Jedna z nich stała dalej od innych i
wyciągała rękę wprzód, jakby chcąc ich zatrzymać. Tylko, że coś trzymała w tej
ręce. I zrozumiałam, to był Jayden.
- Jay! Co się dzieje? – spytałam,
docierając na miejsce. Brat posłał mi zacięte spojrzenie, a ostrze noża, które
miał w ręce, skierował prosto w moją głowę. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy
na jego twarz wstąpiło przerażenie, a ręka zadrżała, znów zmieniając położenie.
Chyba dotarło do niego, w kogo przed chwilą celował.
Stanęłam pomiędzy czarnowłosą
dziewczyną, a kobietą w białym kitlu.
- Co się dzieje? – powtórzyłam,
nie uzyskawszy wcześniej odpowiedzi.
- Pan Easay ma chyba... trudny
dzień – powiedziała kobieta, posyłając mi znaczące spojrzenie. Nie zrozumiałam,
co miała na myśli. Jednak bez wahania ruszyłam w stronę brata, patrząc mu
prosto w oczy. Na jego czole widniały kropelki potu, a wzrok błądził po
twarzach zebranych z obłąkańczą prędkością.
Czyżby TO znowu się zaczęło?
- Oh, Jay – nie zważając na
ostrze w jego ręce, rzuciłam się w jego stronę. Wzięłam go w objęcia, wtulając
twarz w jego miękką koszulę. – Nic się nie stało. On się tylko... zaniepokoił.
- Gdyby niepokoił się tak
codziennie, to połowa szkoły zostałaby zadźgana nożem – zironizowała pani
psycholog, nierozważnie podchodząc krok bliżej. Jayden natychmiast wyciągnął ku
niej nóż, ale w jego oczach nie było tak wielkiej furii, jak wcześniej.
- Trzeba zadzwonić do jego
rodziców – odezwał się ktoś.
- Zabiorę go do siebie. Bianco,
kochanie, możesz z nami zostać?
I zostałam. Jayden się uspokoił i
o dziwo przeprosił za zamieszanie. Staraliśmy się raczej nie mówić o jego
traumie z dzieciństwa. Pani psycholog potraktowała to jako jednorazowy wybryk i
na tym wszystkim się to skończyło.
Spałam spokojnie, zmęczona
wydarzeniami dni. Przez połowę wieczoru szlifowałam wszystko, co zaczęło się
dziać odkąd przenieśliśmy się do nowej szkoły. Dużo tego było i nie dawało mi
spokoju. Zaczęłam bać się samotności, co było dla mnie tak nietypowe, że aż
sama się temu dziwiłam.
Obudziłam się nagle. Był środek
nocy, zegarek na szafce nocnej wskazywał godzinę drugą. Pot spływał po mojej
twarzy, a serce waliło jak oszalałe. Jednak nie pamiętałam nawet kawałka snu,
który musiał mnie tak przerazić.
Rozejrzałam się wkoło, chcąc
skupić na czymś swoją uwagę, jednak ciemność otaczała mnie z każdej strony.
Może to dość szalone, ale w tamtej chwili wpadł mi do głowy pomysł, by iść do
Jaydena.
Przez moment leżałam jeszcze w
cieplutkim łóżku, opatulona największą tarczą przeciwko potworom, jaką wynalazł
świat. Jednak musiałam się ruszyć, po prostu musiałam.
Odpaliłam latarkę w telefonie,
zarzuciłam na pidżamę sweter mamy i przeszłam na palcach w stronę wyjścia.
Bałam się obudzić Arię, chociaż jeszcze bardziej bałam się iść sama.
„To szalone!” – szeptał głos w
mojej głowie. Gdybym miała go dopasować do jakiejś postaci to byłby to głos
Jaydena. Właśnie to dodało mi odwagi, żeby otworzyć drzwi i wyślizgnąć się na
korytarz.
Czułam się jak w amoku. Palce u
stóp zaczęły mi pomału zamarzać. Latarka dawała światło tylko w pewnym
obszarze, poza nim rzucała cienie. Tańczyły wkoło z każdym moim krokiem. Niemal
słyszałam ich wesoły śmiech, który rozbrzmiewał zewsząd.
„Nie bój się, Bianco!” –
krzyczały, głaszcząc mnie po głowie jak posłusznego szczeniaka.
Serce podeszło mi do gardła, gdy
poczułam na ramieniu delikatny dotyk.
Nie, nie, nie! Tylko nie to!
Nie chciałam się obracać.
Ruszyłam pędem przed siebie. Czułam jak serce tłucze się w mojej klatce
piersiowej obłąkańczym tempem. TO chyba za mną podążało.
Pokonałam schody, kolejne zakręty
i dopadłam właściwe drzwi. Szarpnęłam za klamkę i odetchnęłam z ulgą, kiedy
odpuściły z cichym kliknięciem. Weszłam szybko do środka i dla bezpieczeństwa
zamknęłam drzwi na klucz.
Jayden pomału zaczął się budzić.
Przecierał oczy i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Hej – szepnęłam, zerkając na
Piotrka. Leżał tyłem do mnie, całkowicie zakryty kołdrą. Nadal spał.
- Co ty tu robisz – w jego głosie
nie było ani krzty pretensji, tylko same niedowierzanie.
- Mogę spać u ciebie? – spytałam.
Przetarłam zmarznięte ręce i naciągnęłam rękawy swetra, czekając na odpowiedź.
- Spoko – sapnął i znów opadł na
poduszkę. Wślizgnęłam się do niego pod wygrzaną kołdrę i skuliłam w kłębek.
- Wszystko okej?
- Lepiej. Jak za dawnych czasów,
co?
- Prawie.
Wtuliłam głowę w jego ramię i
zamknęłam oczy. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk, kiedy ciepło rozeszło się
po całym ciele.
- Dobranoc, Jay.
- Dobranoc, murzynku.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
~~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~~~
Jedni Jaydena nie lubią, inni uwielbiają.
Cóż, wychodzi na to, że wywołuje on same skrajne emocje...
Jeśli ktoś uważnie śledzi tekst, to zdoła zobaczyć przed innymi to, co przemycam między rozdziałami :)
Dałabym kartkę1 stycznia, ale wiem, że większość będzie kacować XD
Także kolejny rozdział 2.01 ;3
Życzę Wam wszystkim ciekawego sylwestra!
Dziękuję, że ze mną jesteście ;*